Wywiad Roksany Wójcik

 

Wywiad z Panią Jolantą Popielarz nauczycielką w Państwowej Szkole Muzycznej I st. im. J.
Garści w Jeleniej Górze.
 
Jak długo pracuje Pani w Szkole Muzycznej?
 
Pracuję tu już 30 lat. Od samego początku tej placówki w 1982 roku, czyli w środku
stanu wojennego. Dyrektor szkoły szukał nauczycieli na stanowiska i zatrudnił komplet
absolwentów, którzy skończyli właśnie studia.
 
Jak wyglądały początki Pani pracy jako nauczyciela?
Czy do razu odnalazła się Pani w tej roli?
 
Tak. Człowiek młody jest niezwykle pewny siebie i wydaje mu się , że może wszystko.
Takie nastawienie na pewno pomogło mi na początku pracy. Brakowało mi doświadczenia,
ale byłam pełna zapału do realizacji nowego wyzwania.
 
Prowadzi Pani teorię , kształcenie słuchu, audycje muzyczne… czy o czymś
zapomniałam?
 
Jeszcze zespół smyczkowy, ale prowadziłam także wiele lat rytmikę i akompaniament. Na
początku również fortepian jako instrument dodatkowy.
 
Czy może Pani powiedzieć jak wyglądało Pani kształcenie muzyczne?
 
Szkołę średnią skończyłam grając na flecie, a studia na wydziale teoretyczno-
pedagogicznym. W orkiestrze potrzebnych jest dwóch flecistów, więc trudno jest znaleźć
pracę. Natomiast kierunek na jakim skończyłam studia otworzył mi bardzo wiele drzwi.
Ja wcale nie muszę być nauczycielką. Mogę pracować w filharmonii , Domach Kultury, grać
na instrumencie…
 
Ale lubi Pani pracować z dziećmi?
 
Uwielbiam. Lubię przekazywać im swoją wiedzę, obserwować ich postępy . Szczerze
mówiąc cieszę się ,że skończyły się wakacje, bo czuję, że teraz odpoczywam bardziej niż
podczas tych dwóch miesięcy. Nie wiem dlaczego po tylu latach zamiast męczyć, praca
mnie cieszy. Pewnie dlatego pracuje w dwóch szkołach. Kończę codziennie o osiemnastej
a czasem dziewiętnastej. Ale w przeciwieństwie do większości ludzi nie zaczynam żyć od
momentu kiedy przychodzę do domu. Dla mnie praca jest niemal całym życiem.
 
Trudno było dostać się na studia muzyczne?
 
Tak. Było duże zainteresowanie kierunkami muzycznymi, bo w tamtych czasach była to
przepustka do lepszego życia. Wtedy nie było paszportów, strefy Shengen…
Nie można było ot tak sobie wyjechać za granicę. Muzyka była kluczem na świat.
Na mój wydział było siedemnaście chętnych na jedno miejsce. Przyjęto dwanaście osób,
natomiast skończyły studia tylko trzy osoby. W tym ja.
I to wcale nie dlatego , że było aż tak ciężko, że nie można było sobie poradzić. Albo
dlatego, że ludzie mieli dość muzyki i decydowali przestać grać. Wiesz dlaczego naprawdę
do końca dotrwały tylko trzy osoby ?
Bo reszta, gdy wyjeżdżaliśmy koncertować za granicę już tam zostawała. Jako muzycy
mieliśmy przepustkę do różnych krajów i często się zdarzało, że przyjeżdżaliśmy z
powrotem bez koleżanki lub kolegi. Tak jak już mówiłam. To była przepustka do lepszego
świata.
 
Czy ciężko było pogodzić zajęcia w „normalnej” szkole ze szkołą muzyczną ?
 
Zawsze jest ciężko. Ja miałam po prostu dwie szkoły. Przychodziłam z jednej i szłam do
drugiej. Do domu wracałam o dziewiętnastej i wtedy po całym dniu musiałam brać się
za odrabianie lekcji i naukę. Gdy moi koledzy wracali do domu i mogli poświęcić czas na
zabawę spotkania, a nawet naukę, ja zmieniałam plecak i szłam na zajęcia. Może nie za
bardzo zachęcająco to wygląda, ale to nie było dla mnie takie straszne, bo to uwielbiałam.
Chodziłam na muzykę od małego. Miałam tam swoich kolegów, przyjaciół, swój świat. Była
to młodzież wyselekcjonowana, nadzwyczajni ludzie. Choć liceum miałam też na dobrym
poziomie. Chodziłam tu, do „Żeroma” w Jeleniej Górze. Nie było oczywiście żadnej taryfy
ulgowej. Były to czasy, w których chodziło się do szkoły również w soboty. Nikogo nie
interesowało, że brakuje Ci doby, aby zrealizować wszystkie obowiązki. Miałaś się stawić w
granatowym mundurku z tarczą solidnie przyszytą na rękawie. Nie na agrafkę. Koniecznie
przyszytą! (śmiech) Nie mieliśmy takiej swobody jak wy teraz. Nie można było farbować
włosów, malować paznokci, a jak nauczyciel zobaczył, że dziewczyna ma pomalowane
końce rzęs, to trafiała od razu pod strumień zimnej wody. Cieszyliśmy się zawsze na
soboty. W sobotę mogliśmy do szkoły ubrać się na kolorowo…
 
Jakie było nastawienie Pani rodziców na plany na przyszłość związane z muzyką?
 
Moi rodzice zawsze bardzo mnie wspierali. Myślę, że to dzięki nim nie poddałam się w
którymś momencie. Ja, jak każdy miałam takie momenty, kiedy chciałam wszystko rzucić.
Odpuścić muzykę i w końcu odpocząć. Szczególnym okresem była wiosna, kiedy człowiek
był zmęczony fizycznie i wykończony natłokiem pracy i ćwiczeń.
Zajmować się muzyką to jedno, ale zarobić nią na chleb to inna sprawa. Wtedy nie było
jednak takich uprzedzeń jak teraz. Muzyka stwarzała wielkie możliwości.
Każdy musi wybrać co chce robić w życiu. Nie zawsze opłaca się podążać za masami.
Często lepiej być unikatowym. Gdy wszyscy idą w prawo – iść w lewo.
Nigdy nie podążałam za masami i chyba mi się to opłaciło.
 
Czy zawsze chciała Pani pracować jako nauczyciel muzyki ?
 
Tak naprawdę, nie wiedziałam gdzie wybrać się na studia.
Chciałam pójść na prawo, potem stwierdziłam, że chcę grać w orkiestrze.
Ale w końcu przyszedł czas w którym trzeba było zadecydować.
 
Przez te lata przewinęło się trochę młodzieży. Jak wielu Pani absolwentów zrobiło
karierę muzyczną? Czy słyszy Pani często nazwiska swoich byłych uczniów?
 
O tak. Za dużo w tym miejscu musiałabym wymieniać nazwisk cudownych muzyków, którzy
skończyli naszą szkołę i robią karierę w Austrii, Niemczech, Wrocławiu, jeleniogórskiej
filharmonii i na całym świecie. Muzyka to język uniwersalny. Tu nie trzeba niczego
tłumaczyć. Nuty niosą treść zrozumiałą dla ludzi na każdej szerokości geograficznej.
Na początku pracy zastanawiałam się jaki poziom reprezentuje nasza szkoła i uczniowie.
Obawiałam się konfrontacji z młodzieżą z zagranicy, ale nie myślę o tym odkąd zaczęliśmy
wyjeżdżać i prezentować się na koncertach z ludźmi z innych szkół. Poziom nauczania u
nas jest naprawdę wysoki.
 
Jak Pani uważa , czy jest sens chodzić do szkoły muzycznej , jeśli nie wiążę się z tym
planów na przyszłość?
 
Jak najbardziej tak! Ja w swojej pracy postrzegam muzykę jedynie jako narzędzie do
kształtowania młodej osoby. Szkoła muzyczna przede wszystkim uczy pewnych wartości,
przyzwyczaja do określonych zachowań . Muzyka jest niezwykle klarowna. Słychać od razu
fałsz, niedopracowanie. Scena obnaży wszystko. Można powiedzieć , że jest jak sport.
Nie ma granicy doskonałości. Człowiek ciągle dąży do tego, aby być jeszcze lepszym. My
jako nauczyciele nigdy nie mówimy: „To było wystarczająco dobre”. Zawsze może być
lepiej. Zmuszamy młodych ludzi do pracy nad sobą, do łamania barier i do takiego właśnie
nastawienia , które stanowi potem w życiu o jego sukcesie. Jeśli on ciągle będzie się
doskonalił, będzie nienasycony, to w końcu przewyższy konkurentów. Jest mnóstwo ludzi,
którzy zdają sobie sprawę z wartości jakie niesie szkoła muzyczna i posyłają swoje dzieci.
Jest to placówka Państwowa. Miesięcznie na każde dziecko państwo dopłaca 600zł.. Można
powiedzieć , że rodzic posyłając dziecko odbiera swoje podatki w formie umiejętności
jakie zdobywa jego pociecha. ”gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo - kropla
drąży skałę nie siłą, lecz ciągłym padaniem” A drążenie jej muzyką to najlepsze co może
być.
 
Serdecznie dziękuję Pani za wywiad.